POWRÓT HIOBA
Nie umarł Hiob
nie rzucił się pod pociąg
nie zdechł za drutami
nie wywiał go komin
rozpacz nie dobiła
dźwignął się ze wszystkiego
z nędzy brudu
świerzbu samotności
Ileż bardziej prawdziwy byłby Hiob umarły
jeszcze po śmierci Bogu bólu pięściami grożący
Lecz Hiob ocalał
obmył ciało z krwi potu wrzodów
i legł we własnym odzyskanym domu
Biegli już nowi przyjaciele
Nowa żona nową miłością chuchała mu w usta
nowe dzieci rosły z miękkimi włosami
by Hiob kładł na ich głowach ręce
ryczały nowe woły owce osły
tłukły nowymi powrozami w stajniach
klękały na słomie
Lecz Hiob szczęśliwy nie miał siły być szczęśliwy
bał się że wtórnym szczęściem zdradza szczęście
bał się że wtórnym życiem zdradza życie
Nie lepiej by ci było Hiobie
gnić w utraconym raju z umarłymi
niż teraz czekać na ich nocne nawiedziny
we snach przychodzą zazdroszczą ci życia
Nie lepiej byłoby szczęśliwy Hiobie
zostać ochłapem jak jesteś ochłapem
wrzody z twych dłoni i twarzy obmyte
w głąb się przeżarły do serca wątroby
Umrzesz Hiobie
Nie lepiej ci było umierać
z innymi w jednym bólu i żałobie
niż teraz z szczęścia nowego odchodzić
Wśród nowych ludzi zbędny jak wyrzut sumienia
w ciemności chodzisz ciemnością owinięty
ból przecierpiałeś przecierp teraz szczęście
A Hiob szeptał uparcie Panie Panie
MILCZENIE HIOBA
Hiob którego usta były
wymowne jak pluszcząca ulewa
kiedyś się wadził z Bogiem
o swój kąsek życia
Czemu umilkłeś
gdy ci oddał wszystko
życie zdrowie bogactwo
prawie drugie szczęście
Czemu nie krzyczysz teraz
Spokorniałeś jak morska trawa
Ucichłeś jak kamień na piasku
Jakoś spode łba patrzysz
półgębkiem gadasz
Miałeś usta pełne argumentów
jak nierządnica wyzwisk
gdyś gardłował o to co należne
Twoje NIE było głośne do samego nieba
twoje TAK jest jak pisk nocnego ptaka
Powiedz czemu niedola krzywda i cierpienie
są gadatliwe jak nauczyciele
a spokój codzienności
słów szuka zająkliwie jak uczniak
A może tak się owinąłeś milczeniem
jak burką od świata
od nawałnicy zdarzeń przyjaźni miłości
z których same płyną bóle
Może udajesz pokornego pychą
może myślisz Przeszedłem nieludzkie
Jestem wybrany i w szczęściu i w bólu
Strzeż się Hiobie
które z tych milczeń
jest twoim milczeniem
Bogu może doskwiera ono
bardziej od twych obelg
Czy myślisz że już uniknąłeś losu człowieka
skoroś wyśliznął się raz jeden
Masz znowu wiele aby stracić wiele
bezpiecznyś jako wszyscy
jak w serwatce mucha
Powiedz nam ty coś wymknął się śmierci
zajrzał w jej otchłań
już stawał się ziemią
zakrztusił się Bogiem
powiedz jest tam co
Czy spokój twój oznacza rozpacz
czy nadzieję
czy twoje oko zasnute wiedzą prawdy
czy niepewności
półprzymknięte drwiną czy zadufaniem
Co tam szepczesz
czy starcze oślinione słowa
z których sens wyciekł
Tępotę snu starczego nazywasz milczeniem
ty coś poznał milczenie samego morza
w czas burzy
A Hiob nic
tylko szeptał Panie Panie
HIOB I MŁODZIENIEC
Hiobie przyszedłem się uczyć od ciebie
ufny jak chłopię z tabliczką
i pocałunkiem matki na policzku
Otwórz usta
i ucz mnie
jak znosić ból śmierć samotność
stratę przyjaciół obelżywe słowa
a nade wszystko starość
Kiedy zasypiam myślę
czy potrafię umrzeć jak inni
Czym jest samotność
dlaczego uciekam od niej
w ciasne uściski kobiet
Kiedy patrzę na swego ojca
obwiniam go że się zestarzał
że skóra zwisa mu z podgardla
za duża na niego
Jak mógł pozwolić swojej twarzy
tak się zmarszczyć
A ręce chyba drżą mu naumyślnie
na złość młodym
Patrzcie i wy tacy będziecie
Kiedy jestem zdrowy
oddycham jakbym pił źródlaną wodę
moja skóra jest czysta
radość mi sprawia całe moje ciało
cokolwiek czyni jawnie lub w ukryciu
Powiedz mi czym jest choroba
czym jest obrzydliwość własnego ciała
czym jest ja które cuchnie
Czy gdy cierpiałeś duch twój był czysty
i ulatywał w rzeźwy oddech lasów
Naucz mnie Hiobie żyć
ucz mnie upływu czasu
bo wszystko w nas jemu zaprzecza
jak kłoda położna w poprzek rzeki
Hiobie ucz mnie cierpliwości
ucz mnie posłuszeństwa
którym się brzydzę
Chcę być cały sprężony wolny pewny
jak strzała wypuszczona z łuku
Kto mi odbiera wolność
gdy mi każe potknąć się na drodze
cierpieć z obrazy samego siebie
Nazywasz to sumieniem
Boję się czy sumienie nie jest mym demonem
Hiobie to byłoby więzienie
ja uwięziony w sobie
Hiobie czemu nie chcesz mnie uczyć Hiobie
Odchodzę smutny
myśląc że nikt nikomu nie zdoła pomóc
Nawet liter alfabetu wypisanego na twojej twarzy
nie chcesz mi pokazać
Odsyłasz mnie do czasu
Pożyjesz zrozumiesz
Lecz tego właśnie ja nauczyciela nie chcę
nie życzę sobie
Czy on kazał ci wiedzę zostawić dla siebie
mógłbyś tak wiele gdybyś otwarł serce
Jeśli nie
pójdę szukać innego nauczyciela
mistrza sprawniejszego w słowie
Widać cię życie nic nie nauczyło
choć zgarbowało skórę
Młody odszedł w gniewie
a Hiob szeptał w głębi siebie Panie Panie
HIOB I CZAS
Wyszedłbyś kiedy z twej przeszłości Hiobie
tkwisz w niej jak ostryga w muszli
Jeżeliś przeszedł tyle zapomnij co było
Było Było To jedno potrafisz powtarzać
jak stara miłośnica
przeżytym życiem się osłaniasz
jak ono pokrywa zmarszczki barwami
Przeszłości nie ma ja ci to mówię
Współczesność naszą powinnością
Cóż znaleźć możemy w przeszłości
To rupieciarnia pustych gestów
błędów i omyłek
Nawet żołnierz waleczny
jest śmieszny gdy bez przerwy
wymachuje ręką i woła
Szliśmy stąd a tutaj
stał nieprzyjaciel hurra
Stał lecz już nie stoi
Co było dawno jakby nie było
dym mgła wiatr woda
Myślisz że nie rozumiem
historię się pisze
są na to księgi
ludzie którym życia
na ślęczenie w murach nie szkoda
Lecz nam po cóż przebywać w tej graciarni
wśród cmentarza godzin dni lat ludzi
Bóg jest Bogiem żywych
stwarza świat wciąż nowy od poranka
Wyjdź Hiobie z dusznej przeszłości
tu pod jej sklepieniem
i to nawet co było szczęściem
jest już próchnem
Czy myślisz że dawna miłość znaczy
więcej od wiatru który wiał
gdyś ty na świat przychodził
Czemuś nie został w tamtej chwili
uwiązany do kolebki
nim przebrzmiał krzyk twej matki
kiedy cię rodziła
Puściłeś się w tę drogę
spłynąłeś w tę rzekę
więc daj się nieść
i nie odwracaj głowy
Nie jest to mądrość
iść z twarzą zwróconą do tyłu
a to twój obraz Hiobie
jak jesteś śmieszny
Mówisz Jestem już na drugim brzegu
Lecz gdzie twój brzeg
gdzie ty prawdziwy
tamten z lamusa i gnoju
czy ten z kim mówię
który ma z pozoru
wszystko jak trzeba
Zagramy w kości Hiobie
albo znajdź sobie kobietę
byś raczej szalał
niż tkwił za drutami
w pułapce własnej przeszłości
która cię zamyka
Czemu patrzysz na mnie
okiem ustrzelonego zwierza
Czy masz złą pamięć dobrego
czy raczej za dobrą pamięć zła
Trudno z tobą Hiobie dojść do ładu
Jeśliś szalony idź między szalonych
wydawaj dzikie krzyki
potrząsaj rękami
Jeśliś zdrów żyj byś wiedział że żyjesz
zamiast gwałtem się czepiać
deski co już dawno z nurtem odpłynęła
Nie powstawaj przeciwko czasowi
podejrzewam że grzech to
i nie podoba się Bogu
Hiob trzęsie głową
i powtarza swoje Panie Panie
ŚMIECH HIOBA
Pierwszy raz widzę cię Hiobie
wesołym po tylu latach
Co było minęło
Bóg zwrócił wszystko
ciesz się tańcz pij chłodne wino
Jak piękne jest dostojeństwo gdy radosne
Jak urocza powaga kiedy uśmiechnięta
Świat jest wesołością Boga
pogoda nieba Jego łagodnością
a dziecko szczenię jagnię
miłością Jego
Przeczekać smutek
wszystko dobre wróci
prócz tego co nie wraca
lecz to już nie nasze
Prawdziwa mądrość jest wesoła
a przede wszystkim ma dobry apetyt
i spust niewąski
Nie mam przekonania
do mędrców bladych
chudych jak grochowe tyki
co samą swoją posturą
twierdzą Życie nic nie warte
a pełne gęby mają sensu życia
Mądrość ma oblicze tłuste i okrągłe
ażeby miała chudnąć z czego
Ten który płacze
widzi świat przez łez zasłonę
ten co się gniewa
przez gorącość gniewu
Posępna mądrość zamąca spojrzenie
tylko bezchmurny dzień ogląda niebo
Dobrze czynisz że się śmiejesz
Hiobie a w śmiechu twoim
nie ma ironii
ani szyderstwa
niegodne ciebie
który serce masz na dłoni
Czyż można szydzić z kwiatu
lub ironią godzić w drzewo
To broń tylko przeciwko ludziom
Lecz tyś broń odpasał
aby uśmiechać się do tego świata
który jest zmienny a zawsze jednaki
Ukaż nam twarz swą uśmiechniętą Hiobie
Wyjdź do przyjaciół
nie chowaj radości przed światem
śmiej się wszystkimi swoimi bólami
każdą przebytą stratą
śmiej się kłamstwami nieprzyjaciół
zdradą najbliższych
bólem swego ciała
a nawet gniewem Boga
Niech radość twoja
będzie naszą wiarą
A Hiob uśmiechnął się
i szeptał Panie Panie
HIOB ZAZDROŚNICY I POCHLEBCY
Myślę czasami Hiobie
że Bóg obdarował cię ogromnie
Czy wdzięczność twoja dorówna mu kiedy
Każdy ma jedno tylko jedno życie
a twoim życiem można poobdzielać wielu
Naści jałmużnę naści ile komu trzeba
mam w worku szczęścia i nieszczęść na zbyciu
jeśli doskwiera komu nuda
mam pełno życia ciekawego
owoce mam przemian to czarne to białe
klejnoty w skrzyni i zwykłe kamienie
monety w sakwie szczere i fałszywe
płacz i śmiech
deszcz i słońce
wierność i zdradę
wiarę i bluźnierstwo
Iluż jest takich, którym zbrzydła jedna żona
co miała zły obyczaj zestarzeć się razem
choć jej powinnością było pozostać świeżą
jak w dzień ślubu
A ty którą masz już żonę Hiobie
dziećmi z żon ilu świat zaludniłeś
Zazdrości ci niejeden odmiany
mimo żeś cierpiał wiele
Lecz tak widocznie jest
że przecierpiane już się nie liczy
Ani bólów ani wrzodów
nie wpisywałeś w księgi i rachuby
gałek nie trudziłeś na liczydłach
a jesteś bogaty we wszystko
opływasz w swoje dni jak stół jesieni
bogactwo twoje chodzi z tobą jak krąg światła
Odchodząc będziesz musiał powiedzieć
Żyłem
Ten kto odchodzi
pozostaje w tym co zostawia
Czy nie mam racji spytaj śmieciarza
gałganiarza co sypia w twojej bramie
znasz ich boś spał z nimi w nieszczęściu
Po nich nikt nie westchnie
nikt nie opłacze ich wychudłych żeber
Ty wiesz że gnić też można niejednako
Jest gnicie dostojne pobożne prawie
gnicie pobożnego
i gnicie ścierwa psa rozjechanego na drodze kocura
Lecz czemu mówię o gniciu
tobie któremu Bóg mnoży lat
mocy płodzenia
posłuchu sędziwego wieku
i będziesz pięknym białym starcem
siedzącym pośród wnuków jak w ogrodzie
samotnym tylko wyniosłością
i czcią najbliższych
ogromnym
w każdej porze życia
A Hiob bogaty
wielokroć mądry i szczęśliwy
słuchał pochlebców
szepcząc Panie Panie
PYTANIA DO HIOBA
Hiobie zachodzę w głowę
co ci pomogło przetrwać
jedną setną twoich klęsk nieszczęść chorób
zdruzgotałaby każdego
można by rzec że zszedłeś
na samo dno niedoli
gdyby niedola ludzka mogła mieć dno
Będziesz wiecznym Hiobem
Hiobem powracającym
symbolem nie zawinionego cierpienia
jakbyś już zawisł na krzyżu
Coś sobie powtarzał
gdy cię opuścili wszyscy
gdy wszystko straciłeś
i łaknąłeś tylko śmierci
Jak się cierpi tak bardzo
jak się żyje z wątrobą poszarpaną
z pokąsanym sercem
z wstrętem do siebie samego
Jak się znosi życie
które już nie jest życiem
Hiobie od wszystkich moich pytań
wezbrałoby morze
jesteś dla mnie samą ciemnością
niewiedzą i zdumieniem
Ale każde pytanie moje milknie w drodze
jest jak ręka co by chciała
dotknąć twej dłoni
i zawisła w pół gestu
Boję się poruszyć twój ból
zarosły może niby pocisk w ranie
Dlaczego zdaje nam się że wiedza tkwi w cierpieniu
a nie w radości
Może to błąd perspektywy
Raczej za wesołymi by nam biegać
i pytać gdzie przyczyna ich radości
skąd mądrość śmiechu
Od nich się uczyć raczej
niż badać cierpiących
studiować męki chorych
jakby tam tkwiła prawda
Ty wiesz jak do nieszczęścia zbiegają się ludzie
Jest w tym coś więcej od pustej ciekawości
Charczącym konającym zemdlonym
wydrzeć ich tajemnicę
wyszarpać z ich trzewi prawdę śmierci. Jak się umiera
Tak jak się żyje
Najprostsi noszą w sobie to przeczucie
Hiobie chciałabym cię tylko zapytać o jedno
Lecz to pytanie także
mogłoby cię zranić
Hiobie o nic już nie pytam
W twoich oczach
jak w młynie
jest więcej wody
niż w moich ustach ziarna pytań
Żegnaj
A Hiob odwrócił się
i szeptał Panie Panie
HIOB I KOBIETA
Hiobie przygarnęłam cię chorego ubogiego
patrz mam jeszcze koszulę twoją
z szorstkiego płótna
chłopską koszulę z której krew i ropa
nie dały się zeprać
Hiobie przyszłam do ciebie
z młodością i zdrowiem
nie pytałeś wówczas o moje wiano
Nieraz krzyczałeś we śnie
kłóciłeś się z Bogiem
to znów miotałeś się w bezsenności
jak w ogniu
Chłodziłam cię pocałunkami
Widocznie życie nie jest dosyć cennym darem
Ty zawsze pierwszy samotny cierpiący
niezrozumiany
wielki w gniewie i nieszczęściu
jak wiatr
Ja tylko ciało
na rozgrzanie gwałtownej twej starości
Czasami myślę Hiobie
że Bóg nie związał nas na darmo
Ciało i wiatr to dobrze skojarzona para
jak jeden człowiek
Więc nie odsuwaj mnie Hiobie
w odmianie losu
nie bądź jak inni
nic od ciebie nie chcę
tylko być przy tobie
to bardzo trudno Hiobie być ciałem wiatru
Nie bądź w wstrzemięźliwości twojej tak wyniosły
ty co bywałeś w błocie
poznaj jak palą cudze łzy
nie tylko swoje
Lecz Hiob odchodził
szepcząc Panie Panie
MODLITWA HIOBA
Panie naucz mnie milczeć
naucz milczeć mój język
i moje wargi
Naucz milczeć moje serce
Naucz mnie nie odpowiadać
na źle postawione pytania
i fałszywe oskarżenia
Naucz mnie milczeć
nawet kiedy mówię
Naucz mnie milczeć
kiedy chcę krzyczeć
kiedy milczenie boli
Naucz mnie nie skarżyć się
nie mówić o zmienności życia
jak ciężkie ono
jak mało w nim wszelkiego sensu
Naucz mnie sensu milczenia
i milczenia sensu
Naucz mnie abym i w śmierci milczał
bo są tacy których śmierć
krzyczy zawczasu do samego nieba
Naucz mnie modlitwy
która jest tęsknotą
i o nic nie prosi
Naucz mnie milczeć
zwłaszcza wobec tych
których kocham
niech nigdy słowo
od nich mnie nie rozdzieli
Naucz mnie milczenia
chorego zwierzęcia
milczenia chmury deszczu trawy
milczenia wieczoru i nocy
milczenia dobroci
i wdzięczności
Panie naucz mnie milczenia snu
milczenia wszystkich moich umarłych
Naucz mnie Panie
swojego
najgłębszego milczenia
ODEJŚCIE HIOBA
Hiobie wstań
wstań wcześniej niż nosiwoda
co wiadrami podzwania
wcześniej niż nocny stróż zasypia
wstań zanim zerwą się kupcy
o rozniosą pstry zgiełk dnia
wstań w ciszy w której słychać tylko w stajni
tupanie koni
Wstań abyś był sam w ciszy Jego obecności
Rozejrzyj się po ziemi
wszystko jeszcze oddycha snem
Jesteś już stary
lecz on kocha Hioba
takim jakim jest
Dobrze że wstałeś wcześnie
bo ludzie mogliby rzec żeś oszalał
trzęsiesz z radości brodą
i rozkładasz ramiona szeroko jak kochanek
by w nich zamknąć ziemię i niebo
Hiobie warto było
przecierpieć więcej
aby na starość poznać miłość Boga
Hiobie staruchu śmieszny
śmiejesz się i płaczesz
padasz na trawę
wstajesz mokry od rosy
Cierpiałeś Hiobie po to
aby urosło twoje serce
i pomieścić mogło wszystko
Szczęśliwy Hiobie
widzę cię gadającego z obłokami
i z ranną zorzą
i odchodzącego uścisnąć wielkie
wschodzące słońce
z krzykiem Panie Panie